
Monodram inspirowany mitem Fedry, jako kobiety fatalnej, która przez swoją nieokiełznaną namiętność i miłość do pasierba doprowadza do tragedii i upadku królestwa. Jest to sztuka o kobiecie jako o żywiole namiętności silniejszej niż ona sama, o odwadze życia i śmierci w zgodzie z prawdą, własną prawdą. W spektaklu zostały wykorzystane fragmenty języka nowogreckiego. Reżyser spektaklu, Bogusław Kierc napisał: ""Zapewne jest to przedstawienie o wulkanicznym żywiole pożądania i miłości niemożliwej. Ten żywioł szaleje w kobiecie i tym żywiołem jest kobieta. Zatracająca się w nim tak samo, jak on się w niej zatracił i... odnalazł jeszcze większy wigor.
Fedra pokochała Hipolita, swojego pasierba. Samym pożądaniem przekracza próg podwójnego tabu: zdrady i duchowego kazirodztwa. Nic z tego, czego najnamiętniej pragnie, nie zostanie spełnione, a przecież doprowadzi do rzeczywistej, krwawej tragedii. Dlaczego - wobec tej niemożliwości; niemożliwości założonej i niemożliwości faktycznej - Fedra nie wycofuje się z tego wewnętrznego biegu? Bo bardziej od tego, co wie o uporządkowanych i godnych człowieka uczuciach, pociąga ją to, czego nie wie, ale - co naprawdę dzieje się w jej ciele i duchowych schowkach, co dzieje się w jej zmysłach i myślach naprawdę. Bez sankcji i powinności, które zna i według których osądza samą siebie. Bezlitośnie. Bezlitośnie, ale z czułą mądrością, odnosząc się do swojego nieszczęścia tak, jak odniosłaby się do nieszczęścia innego człowieka ryzykującego podróż w głąb chwilowo nieczynnego wulkanu swoich namiętności. Być może - w głąb Ciebie.
Nasza Fedra nosi lustrzane odbicie swojego imienia: Ardef. Albo imię czytane wstecz. Jak historia jej losu, którą opowiada na krótko przed śmiercią. Od końca do początku. Albowiem - powtórzmy za Eliotem - „W moim początku jest mój kres". Zresztą może to „tylko" historia aktorki, która żyje w stanie ustawicznego ryzyka zanurzania się w losach innych ludzi, albo zanurzania losów innych ludzi w swoim losie?""