Zatopienie Helu
Rybacy powiadają, że na morzu w pobliżu Helu jest bardzo osobliwe miejsce. Na północny zachód od miasta woda często się burzy i wieją silne wiatry. Wszyscy raczej omijają to miejsce bo pływać tam jest niebezpiecznie. W pierwszy dzień Zielonych Świątek dzieją się tam rzeczy jeszcze dziwniejsze. Woda staje się tam niesłychanie spokojna i przezroczysta. Kto tam się wówczas znajdzie, zauważy na cienie morza cienie żyjącego miasta: piękne domy, bogate ulice i zamożnych ludzi. Słychać też przecudną muzykę, która towarzyszy zabawom, swawolnym uciechom i hulankom. Już niejeden rybak uległ pokusie i dał się zwabić w morskie głębiny, znikając bezpowrotnie.
Są to podobnie cienie starego Helu, miasta niegdyś tak bogatego, że wielkością i znaczeniem przerastało ono inne grody nad Bałtykiem, nawet sam Gdańsk. Jego mieszkańcy czerpali ogromne zyski z handlu. Do portu zawijały okręty z całego świata. Przywoziły najpiękniejsze i najcenniejsze dzieła rąk ludzkich. Niewiele innych na świecie mogło dorównać wielkim helskim pałacom i przepysznym świątyniom.
Helanie sprzedawali głównie wyroby z bursztynu i z drewna, wspaniałe okręty, piękną ceramikę i tkaniny lniane. Sklepy były tam bogate jak rzadko gdzie.
Było by tak morze do dzisiaj, gdyby nie zgubny wpływ bogactwa na ludzi. Mieszkańcom Helu przestało wystarczać to, co mają. Chcieli wciąż więcej i więcej. Wkradła się więc między nich zawiść i chciwość. Zamiast dalej pomagać sobie na wzajem, szukali zguby innych. Przestali wspierać biednych i każdego starali się wykorzystać. Zamartwiali się tym, że inni mają więcej. Swoje troski topili w alkoholu, który obficie lał się na wszelkich ucztach i hulankach. Osłabiona trunkiem wola nie chroniła ich przed rozpustą.
Cierpieli na tym najbiedniejsi – skromni rzemieślnicy i prości rybacy. Możni Helanie wywyższali się, gardząc nimi i uciskając coraz bardziej. Z każdym dniem płacili miej wymagali więcej. Biedni pracowali coraz dłużej. Do miasta wkradła się pycha i zapanowała niepodzielnie. Taki Hel sam upadł by prędzej czy później, ale stało się inaczej.
Właśnie w noc Zielonych Świątek Bałtyk bardzo się rozszalał. Wtórowało mu niebo pełne chmur i błyskawic. Woda lała się ze wszystkich stron. Hel zalewały morskie fale, wody zatoki i strugi deszczu. Pyszni bogacze byli zamroczeni trunkami. Pozostali mieszkańcy czuwali, modląc się w rybackim kościółku. Widząc, co się dzieje, w porę uszli za miasto na wysokie wydmy. Pozostali zginęli pod wodą. Pod ciężarem wody zapadła się ziemia i dziś w tym miejscu jest dno morskie.
Pod wodą znalazła się też helska świątynia, lecz solidnie wykonane dzwony pozostały całe i długo dzwoniły na lament. Od czasu do czasu ich płacz słychać jeszcze w głębinach, gdy tonie łódź lub człowiek. Ci, którzy przeżyli ową burzliwą noc, na nowym miejscu wznieśli dzisiejszy Hel. Na szczęście jego mieszkańcy nie są już tacy, jak ich poprzednicy.
Janusz Machelski – Legendy kaszubskie – wydanie II - wydawnictwo „REGION” Gdynia 2001 - ISBN 83 - 87400 - 63 - 7