Nina Repetowska G. Zapolska - „Geniale Frau” Spektakle 10 i 12 sierpnia
Jakże potrafiła nienawidzić
Karolcia wzięła sobie „wychodne”- chyba samowolnie albo też sędziwą panią Zapolska zawodzi już pamięć, bo nadaremnie przywołuje swą domową pomocnice. Bezsilnie i bezradnie. Sama nie potrafi już dopiąć swej czarnej, ciężkiej sukni, w której zdaje się tonąć jej zniedołężniała sylwetka. Spiera się na lasce - jest obolała, chora, nieszczęśliwa, a taka przecież była świetlna - na scenie, w piórze i w salonach: piękna, utalentowana, rozchwytywana, światowa. Geniale Frau! Tylko twarz się jeszcze „nie zapadła” na którą nakłada róż i puder, a na głowie obfitą rudą perukę i kapelusz, szeroki i wysoki na modłę fin de siecle’u.
Nina Repetowska dała w „Miniaturze” występ w monodramie o Gabrieli Zapolskiej do którego powróciła po ośmiu latach. Nie mam w tej chwili przed sobą obu tych tekstów, aby porównać, co artystka w nich zmieniła, skróciła, wyrzuciła, rozszerzyła, dodała. Na pewno udoskonaliła. I dodajmy jeszcze „się”. Czy dojrzała do tej roli? takie określenie byłoby nie taktem wobec doświadczonej aktorki (ponad sto wcieleń scenicznych), Tak jak mało eleganckie byłoby „wypominać” jej nośny głos i doskonałą dykcje - choć właściwie należałoby to zrobić na tle tego, co widzi się w teatrach i telewizji.
Po spektaklu z r. 19993 Repetowska zajęła się estradowym wykreowanie dwóch jeszcze postaci: Miry Zimińskiej i Lilki Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. W jej wykonaniu polubiłem jednak Zapolską. To ciekawe: wydawałoby się, że obie wspomniane heroiny są bliskie temperamentowi pani Niny, a przecież dopiero Gabriela pozwala artystce w pełni się wyrazić i utożsamić. Musi być chyba coś podobnego lub zbieżnego w charakterach obu pań. nie śmiałbym dopowiadać tej myśli do końca w obawie, że Repetowska obejdzie się ze mną równie bezceremonialnie jak Zapolska ze swymi krytykami, ale zaryzykowałbym, że taki wspólnymi cechami osobowymi mogłaby być np: pewność siebie, upór, wiara w swoje uzdolnienia, kobiecy wdzięk, kokieteryjna zalotność i - gdy trzeba - nie jaka „zołzowatość” bez kompromisów. Po poprzednie wersji monodramu zdarzyło mi się napisać, że Nina Repetowska „jest młoda, stanowczo za młoda na gasnącą Zapolską”. Otóż w obecnym wydaniu jest stara! Stara, oczywiście, po aktorsku i to jej kreatorski sukces. Świadoma kresu swego życia i „ruiny talentu” genialna Gabriela odprawia przed nami swoje wspominki, podsumowuje biografie, ale Repetowskiej nie kusi bynajmniej chęć zaprezentowania bohaterki we wcześniejszych fazach życiorysu. Raz tylko odzyskuje ona tylko siłę, gdy odrzucając laskę wygłasza z celową emfazą kwestie z „Moralności pani Dulskiej”, wymierzoną w galicyjską Iwowsko-krakowską kołtunerię mieszczańską. Jakże ona potrafiła nienawidzić! Jak być zawistna o teatralne rywalki! Jak łaska na hołdy (Dichterin, sei gesegnet - pisano w Berlinie)! Za twórczość, za prace, za sztukę, „w którą się wgryzła”.
Słuchamy spowiedzi, słuchamy monologu, potoku słów nabrzmiałych bóle, pretensją, żalem, dramatem przemijania. Silna indywidualność w stadium słabości i upadku, klimakterium biologii i sławy. Co pozostaje po człowieku? W tym przypadku - bardzo dużo: literatura sceniczna, pojęcie „dulszczyzny” w obyczajowości i listy, dzięki którym Nina Repetowska może wskrzesić tok myślenia, styl wypowiedzi i skalę przeżyć aktorki "Panny Maliczewskiej”. Artystka nie robi żadnych pauz nie stawie różnych cenzur pomiędzy opisem różnych stanów ducha pisaki. Pohamowała swą ekspresyjną rzeczywistość, przecież szkic psychologiczny mieni się barwami, faluje dumą, histerią, rozpaczą, pogardą i egocentryzmem. Nina Repetowska daje recital nastrojów.
„Dziennik Polski"
Władysław Cybulski